,,Świąteczna podróż w czasie Agnieszki Olejnik” #1

Jako, że już za chwilę Święta Bożego Narodzenia zapraszam Was do cyklu,
w którym znani i lubiani autorzy opowiedzą o swoich  świątecznych wspomnieniach
z dziecięcych lat. 🙂 Od dziś do Świąt, codziennie będziecie mieli okazję wyruszyć
w sentymentalną podróż z jednym z autorów. Jako pierwsza swymi wspomnieniami podzieliła się z nami Agnieszka Olejnik. Zapraszam!

ikona

Garść wspomnień…

Dzieciństwo, a właściwie tę jego część, którą najmilej wspominam, spędziłam w niewielkim mieście o nazwie Goleniów. Jako że miejscowość ta leży w jednej z najcieplejszych części Polski, na Pomorzu Szczecińskim, rzadko mieliśmy możliwość cieszyć się śniegiem. Na ogół zimą mocno wiało i padał deszcz. Zdarzyło się jednak kilka razy, że świat przykryła biała, puszysta kołderka, a dziecięce serduszka tłukły się jak szalone – bo śnieg i Boże Narodzenie to po prostu nadmiar szczęścia!

W okolicach Świąt chodziło się na tak zwane „choinki”, podczas których należało być przebranym, a jeśli wyrecytowało się jakiś wierszyk lub zaśpiewało piosenkę, to można było otrzymać paczkę ze słodyczami od samego Świętego Mikołaja! Dla mnie znacznie ważniejsze niż słodkości były kostiumy. Lubiłam zwłaszcza strój Czerwonego Kapturka, Indianki i małej Cyganeczki.

Święta z mojego dzieciństwa to przede wszystkim święta znacznie skromniejsze niż mamy w Polsce teraz. Na choinkach wieszało się przechowywane z ogromną ostrożnością bombki, ale także wykonane przez dzieci łańcuchy z kolorowego papieru. Dzisiejsze choinki to często dzieła sztuki, skomponowane kolorystycznie, eleganckie i bardzo strojne, tyle że mnie brakuje w nich tej dziecięcej twórczości, czasem krzykliwej i kiczowatej, ale przepełnionej emocjami. Dlatego zawsze zachęcałam moich synów, aby kleili z wycinanek ozdoby, malowali ze mną wydmuszki, z których robiliśmy zabawne zawieszki, lepili zwierzątka z masy solnej albo chociaż ozdabiali nasze tradycyjne rodzinne ciasteczka.

Święta były kiedyś skromniejsze także pod względem kulinarnym. Oczywiście mieliśmy na stole tradycyjne potrawy, ale nie było tyle słodyczy, czekolada była dla nas rarytasem, o cytrusach rozmawiało się z rozmarzeniem, a prawdziwa szynka była sensacją. Jako dziecko najbardziej czekałam na kluski z makiem oraz na keks. Z biegiem lat gusta mi się zmieniły i obecnie moimi faworytami są uszka w barszczu oraz śledź w oleju.

Kiedy wyszłam za mąż i miałam urządzić pierwsze święta z dala od domu, po raz pierwszy próbowałam odtworzyć tamte mamine smaki. Nie uczyłam się tego świadomie, po prostu zawsze pomagałam mamie w przygotowaniach. Sądziłam, że nie będę umiała przyrządzić wszystkiego jak należy. Ku mojemu zdumieniu udało się jednak. Wszystko wyszło tak, jak na rodzinnym stole. To było wspaniałe odkrycie: że pewne rzeczy wynosimy z domu gdzieś na dnie serca, tradycja wpojona w dzieciństwie idzie za nami i towarzyszy nam w dorosłym życiu.

Zawsze byłam ciekawska i lubiłam eksperymenty, dlatego od początku próbowałam wzbogacić nasze wigilijne menu. Raz zrobiłam kutię, której u mojej mamy nigdy się nie jadało, innym razem pierożki z suszonymi śliwkami albo makowiec według przepisu Małgorzaty Musierowicz. Były to jednak jednorazowe ekscesy. Na dobre zadomowiły się na naszym świątecznym stole tylko te potrawy, które wrosły w moją dziecięcą świadomość. Zaakceptowałam to i już nie próbuję niczego udziwniać. Mamy stały zestaw świątecznych potraw i co roku cieszymy się na nie już od początku grudnia. Każdy z domowników ma swój ulubiony specjał i zaciera ręce na myśl o nim.

Co dziwne, nie pamiętam z dzieciństwa prezentów. Wydawałoby się, że to dla dziecka najważniejsze, a tymczasem absolutnie żaden nie utkwił mi w pamięci. Myślę, że jest to najlepszy dowód na to, że magia świąt nie polega na tym, żeby było „na bogato” – tylko żeby było ciepło. W myślach, sercach i słowach. Tym, do czego się tęskni przez cały rok i co niesie się potem w życiowym bagażu, jest miłość i magiczna atmosfera, a nie upominki.

Takiego właśnie ciepła i tej cudownej magii życzę wszystkim Czytelnikom.
Wesołych Świąt!

dsc_0680


fotoAgnieszka Olejnik – pisarka, autorka powieści obyczajowych i kryminalnych (m.in. „Zabłądziłam”, „Nieobecna”, „Szczęście na wagę”). Polonistka i anglistka, mama trzech synów oraz właścicielka czterech psów. Odkąd zamieszkała w domu na skraju lasu, codziennie budzi się z uczuciem spokoju w duszy i zwyczajnego szczęścia. Święcie wierzy, że to dzięki bliskości drzew.
W młodości szybowniczka i wielbicielka jaskiń. Podróżniczka – odwiedziła m.in. Czarnogórę, Bośnię, Rumunię, Estonię, Sycylię, zjechała całą Skandynawię, by dotrzeć do Nordkapp. Tatry kocha miłością niemal romantyczną. Prowadzi bloga „Barwy i smaki mojego życia”, gdzie opowiada nie tylko o książkach, ale też o fotografowaniu przyrody, zdrowej kuchni i pysznych nalewkach.

Zapraszam na bloga Agnieszki Olejnik KLIK
Odwiedź fan page autorki KLIK



Zapraszam na FB ,,Miłość do czytania”
(kliknij poniżej)

FB Miłość do czytania

Zapraszam na IG ,,Miłość do czytania”
(kliknij poniżej)

IG Miłość do czytania

 

Reklama

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s